O tym jak przez 12 miesięcy kupowaliśmy dom w Irlandii

irlandia 16 mar 2023

7 grudnia 2023 roku zostaliśmy z Mężem właścicielami domu w Irlandii, na granicy hrabtsw Kilkenny i Waterford.

Droga do uzyskania kluczy była długa i wyboista i zaczęła się tak naprawdę w październiku 2022 roku, gdy po półrocznym pobycie w Polsce dostaliśmy informację, że nasz czynsz od stycznia wzrośnie z 1000 do 1300 euro miesięcznie.

Jeśli chcecie mieć porównanie, jakie ceny były kiedyś, to zajrzyjcie do tekstu o wynajmowaniu domu w Irlandii.

Nie zastanawialiśmy się szczególnie długo, tym bardziej, że w 2022 aplikowaliśmy o irlandzkie obywatelstwo.

Z wielkim trudem zdobyte klucze do naszego pierwszego domu.

Jak kupić mieszkanie w Irlandii

  • Zaaplikować o zgodę na kredyt
  • Uzyskać zgodę na kredyt
  • załatwić sobie ubezpieczenie, tzw. mortgage protection, które pokryje koszty kredytu na wypadek śmierci lub choroby
  • Znaleźć solicitora, który będzie kontaktować się z solicitorem drugiej strony
  • Znaleźć dom/mieszkanie
  • Złożyć ofertę
  • Jeśli właściciele zaakceptują ofertę, wpłacić 1000€ zwrotnej zaliczki, żeby nieruchomość ściągnąć z rynku
  • znaleźć "surveyora", który oceni stan nieruchomości i jeśli coś się nie będzie zgadzało, to można renegocjować cenę
  • podpisać umowę
  • zapłacić opłatę skarbową, obliczoną przez solicitora
  • wpłacić 20% wartości nieruchomości jako zaliczki (to idzie przez kancelarię)
  • załatwić ubezpieczenie domu/mieszkania
  • wpłacić resztę
  • odebrać klucze

Poniżej przeczytacie, ile nam zeszło i dlaczego.

Grudzień 2021

Tomasz złożył podanie o kredyt. To był moment, kiedy myśleliśmy, że hops, miesiąc, dwa, może trzy i będziemy mieli dom.
Stop.

Styczeń 2022

Ze względu na to, że byłam zatrudniona u Tomasza, a Tomasz miał spore różnice w zarobkach między rokiem 2020 a 2021, mieliśmy ogarnąć nasze podatki za 2021. Normalnie firmy mają czas na podatki do października.
Księgowy powiedział, że zrobi to za miesiąc.

Notka: nie spotkałam nikogo, kto ma własny biznes ani osoby prywatnej, która byłaby zadowolona ze swojego księgowego.

Lecimy dalej.

Marzec

Księgowy nie zrobił podatków, bo cośtam.
Zaczęliśmy oglądać mieszkania, pierwszy viewing był traumatyzujący.
Dom był brudny, zniszczony i śmierdział moczem. Kibel był otwarty, woda w nim brązowa, w schowku na narzędzia pod schodami był grzyb.
Pośrednik mieszkaniowy: No i jak?
Tomasz: Nooo, wymaga trochę renowacji.
Pośrednik: Tak, trzeba trochę posprzątać.

Zastanawiałam się, czy nas ma za głupich, czy sam nie jest najostrzejszym nożem w szufladzie.

Kwiecień

Obejrzeliśmy jeszcze dwa domy. Przy każdym telefonie pytano mnie, czy mam zgodę na kredyt. Na moje stwierdzenie, że kończymy proces starania się o zgodę, następowało wahanie, ale w ostatecznej ostateczności mogliśmy oglądać.

Aż w końcu przy kolejnym mieszkaniu powiedziano mi przez telefon, że dopóki nie mam mortgage approvala (zgody na kredyt), to nie mam szans. Mam się zgłosić ze zgodą. Wtedy przestaliśmy oglądać chałupy na jakiś czas.

Maj

Po drodze uzbierało nam się tyle oszczędności, że moglibyśmy kupić niewielką chatę za gotówkę. Znaleźliśmy fajną, ze strzechą. Tomasz zadzwonił jednego dnia, zero informacji. Ja zadzwoniłam kolejnego, pani powiedziała, że da numer do właściciela.
Zadzwoniliśmy po weekendzie.
Właściciel: takich jak wy, chętnych na tę chałupę, mam w dziesiątki, ale nikt tego nie kupi, bo nie mogę dostać ubezpieczenia przeciwpożarowego.

Irlandzkie ubezpieczalnie to historia na osobny post. Ja mówię na nich "mafia".

Przytulnego domku ze strzechą nie kupiliśmy.

Czerwiec

Księgowy zrobił w końcu podatki, maszyna ruszyła. W teorii mieliśmy dostać zgodę na kredyt w ciągu 10 dni. W praktyce dostawaliśmy milion głupich pytań, żeby sobie mogli przeciągnąć:
- czym jest Iberdola (była to duża firma, dostarczająca prąd)
- czemu Tomasz korzysta z Transferwise, a nie przelewów bankowych (nie wiem, czy istnieją mniej opłacalne banki, niż irlandzkie, szczególnie jak zarabia się w innej walucie)
- czym są ETF-matiki (wystarczy w Google wpisać).
Powoli brała nas kurwica.

Lipiec

Dostaliśmy zgodę na kredyt.
Tylko cyferki nam się nie zgadzały, ale na nasz niepokój, doradca kredytowy odpisał: tym się nie przejmujcie (to Irlandia, nie było to szczególnie zaskakujące).
Zaczęliśmy szukać od nowa.

I teraz chwila na wyjaśnienie, jak to działa:
Kupowanie domu działa jak aukcja.
Masz podaną cenę, jaką chce właściciel.
Idziesz, oglądasz, prawdopodobnie miniesz się z kimś, kto oglądał dom przed Tobą i kimś, kto będzie oglądał dom po Tobie.
Mówisz pośrednikowi, ile ty jesteś gotow_ zapłacić.
Pośrednik pisze Ci, że właściciele się zgadzają/nie zgadzają.

Jeden dom, na totalnym zadupiu, w lesie, między rzeką, a górami, spodobał nam się przeogromnie, ale w kilka dni po wyrażeniu zainteresowania zakupem, zanim jeszcze ten dom obejrzeliśmy, dostaliśmy telefon, że cena wzrosła o 50 000.
Nie było szans, żebyśmy to przebili.

Jeden z domów, który oglądaliśmy, był bez kuchni - nie zauważyliśmy na zdjęciach. Był maciupki, kamienny i miał sypialnię, do której wchodziło się po stromej drabinie (jeśli oglądaliście_łyście Banshees from Innisherin, to tam jest taka sypialnia).

W Wexfordzie cena w jeden dzień skoczyła o 30 000 do góry.

Po drodze było kilka innych, ale w końcu znaleźliśmy TEN. Weszliśmy i wiedzieliśmy. Nówka, sztuka, nieśmigana, można się wprowadzić i żyć.

No i gdy przyszło do zapłacenia zwrotnej zaliczki okazało się, że cyferki rzeczywiście nie zgadzają i nas nie stać na ten dom.
Szybki mail do agenta, że bardzo przepraszamy, ale nas nie stać.
Na co agent: spoko, mam podobny dom, tylko starszy, do remontu.

Podobny dom, tylko starszy, również spodobał nam się od pierwszego wejrzenia. Agent cośtam gadał, zachwalał, ale my wiedzieliśmy, że bierzemy.
No i dzień po się rypło.
Bo okazało się, że w banku, w którym doradcy załatwiali nam kredyt, zmieniły się zasady i już się nie kwalifikujemy. Approval został cofnięty dzień po tym, jak złożyliśmy ofertę.
Mail do agenta, na co agent: nie mogę wam trzymać tego domu (ale jakoś tak czuć było, że jest to wersja oficjalna).
Złożyliśmy papiery do innego irlandzkiego banku: AIB.

Sierpień

Mieliśmy mieć spotkanie z doradczynią kredytową po powrocie z Anglii, gdzie polecieliśmy na urlop.
Gdy wróciliśmy, okazało się, że samochód nie rusza.
Jumpstarter się rozładował.
Zadzwoniliśmy po assistance, samochód ruszył.
Dzień później, na spotkanie z doradczynią, nie ruszył. Przełożyliśmy na za tydzień, bo okazało się, że zepsuła się bateria.
Za tydzień już byłam chora, bo w Anglii było 30 stopni, a w Irlandii 14, a wzięłam ze sobą tylko sandały.
Tomasz w końcu poszedł sam na spotkanie.
Teraz potrzebowaliśmy spotkania z doradczynią finansową.

Wrzesień

We wrześniu złapaliśmy koronawirusa. Zmiótł nas na dwa tygodnie. Ledwo wyzdrowieliśmy, mieliśmy spotkanie.
Ja pod koniec miesiąca miałam USG szyjki macicy. Tak, jest to istotna informacja w kontekście kupowania mieszkania.
24 września u notariusza podpisaliśmy umowę kupna. Musieliśmy ją zrealizować do 1 grudnia, żeby nie przepadła nam zaliczka bezzwrotna w wysokości 10% wartości domu.
Mieliśmy załatwić:

  • ubezpieczenie kredytu (mortgage protection), na wypadek, gdyby coś nam się zjebało w życiu i nie moglibyśmy go spłacać.
  • ubezpieczenie domu, którego jeszcze nie mieliśmy (bo druga strona jeszcze nie podpisała papierów)
  • jakieś pierdoły

Październik

W październiku okazało się, że prawnik sprzedającej zaginął, zniknął i nie da się z nim skontaktować, a gdy w końcu się udało, dowiedzieliśmy się, że nie przekazał informacji o podpisaniu umowy właścicielce (podczas całego procesu ani razu jej nie zobaczyliśmy, bo wszystko było załatwiane przez solicitorów).

Październik był też miesiącem, kiedy omal nie zostaliśmy ofiarami cyberprzestępstwa.
Wait, what?!

21 października przyleciałam do Polski na warsztaty pisarskie. Mój Mąż potrafi nie odzywać się przez kilka dni, gdy się rozjeżdżamy, a tu nagle pisze do mnie. Kiedy gadamy? Kiedy możesz gadać? Kiedy się zdzwonimy? No to pytam w końcu, czy o coś konkretnego mu chodzi?
Tak. Kropka. Cały Tomasz.
No to dzwonię.

Tomasz: Przyszedł do mnie dzisiaj mail od naszego prawnika, że wszystkie dokumenty już ogarnięte i możemy przyspieszyć proces. Zapytał, czy mamy kasę, odpisałem, że tak.
Ale jak zobaczyłem IBAN, to coś mnie tknęło, bo zaczynał się od UK zamiast IE, zajrzałem na stronę, a tam mckellerandsons.com, a nie ie.
Dobrze, że kilka lat wcześniej czytałem o takich przestępstwach. Myślałem, że mnie to nigdy nie dotknie.

Co się okazało: do kancelarii trafił podrobiony ekran do logowania do Office 365, ktoś wpisując dane, udostępnił przestępcy dostęp do caaaaaaaaaałej historii korespondencji - dlatego mail wyglądał jak kontynuacja wątku.
Oprócz IBANU i domeny, maile od naciągacza nie miały ostrzeżenia o cyberprzestępstwach, w odróżnieniu od maili od naszego radcy prawnego.

Listopad

Ubezpieczalnia musiała dostać dokumenty od naszych GP (lekarzy pierwszego kontaktu). Miało to zająć jakieś chyba 3 dni. Jak po tygodniu nie było, to jeszcze byliśmy spokojni (bo to Irlandia). Ale po tygodniu i paru dniach zaczęliśmy się niepokoić.

W międzyczasie dostałam skierowanie na wizytę ginekologiczną na 1 marca 2023 roku.

Tomasz zadzwonił do ubezpieczalni.
Ubezpieczalnia: listem wysłaliśmy zapytania do GP, które nie doszły.
Tomasz: To może użyjecie maila?
Ubezpieczalnia: to zbyt zaawansowana technologia, ale zapytaj GP, czy mogą wysłać fax do przychodni.
Ubezpieczalnia 2 tygodnie czekała na odpowiedź od GP, po czym wysłała kolejne pytania, na które GP nie miała jak odpowiedzieć.

Okazało się, że ja muszę zadzwonić do swojej GP.

No to zadzwoniłam do przychodni.
- Dzień dobry, moja GP miała dostać dokumenty w sprawie kredytu...
- Tak, dostała.
- To czemu ubezpieczyciel nie ma tych dokumentów?
- Bo musisz mieć spotkanie.
- Z moją lekarką?
- Nie, z ginekolożką.
- Ale ja mam spotkanie z ginekolożką 1 marca przyszłego roku.
- To zadzwoń do ubezpieczalni.

11 listopada wysłaliśmy list z informacją, kiedy mam mieć spotkanie u ginekolożki.

Ale cisza.
I cisza.
I cisza.

Nasz prawnik dzwonił do prawnika drugiej strony z informacją, że formalnie rezygnujemy z zakupu, ale tak naprawdę nie, żebyśmy nie stracili kasy.

21 listopada dzwoniłam znowu do ubezpieczalni.
- Dzień dobry, mortgage, GP, blablabla.
Na co pan mi streszcza korespondencję mailową z moim Mężem.
- Tak, panie, wiem, co z mężem, ale co ze mną? Czy jak mam mieć wizytę ginekologiczną w marcu PRZYSZŁEGO roku, to oznacza, że do marca PRZYSZŁEGO roku nie dostanę ubezpieczenia?
- Sprawdzę.
10 minut później pan wrócił i mówi:
- 11 listopada dostaliśmy referral (ten list z info o mojej wizycie ginekologicznej), ale jeszcze nie przeszedł do komisji weryfikacyjnej. Odpowiedź powinniście dostać w ciągu kolejnych 3 dni roboczych.
Był to moment, kiedy Tomaszeł wpadł w panic mode i zgłosił nas do innego ubezpieczyciela. Ubezpieczenie zostało załatwione w dwa dni.

Dowiedzieliśmy się, że żeby wybrać kasę z kredytu, musi być aktywne ubezpieczenie domu, którego nie mamy.
Tomasz chciał przyspieszyć o tydzień (bo mieliśmy umówione na 1 grudnia), ALE
pani najpierw powiedziała przez telefon, że to zajmie 15 minut, ale papier, którego potrzebowaliśmy, mieliśmy dostać w ciągu pięciu dni zwykłą pocztą.
Tomasz: czy nie znacie takiej technologii, jak email?
Pani: Tak, wyślą email w ciągu 72 godzin.
Po 72 godzinach emaila nie było, bo zrobili literówkę w imieniu Tomasza - dodali tam "h", którego nie było.
Po poprawce kolejny email mogli wysłać w ciągu 48 godzin, czego nie zrobili.
Po trzecim telefonie wysłali email od razu, 31 listopada, na dzień przed ostatecznym terminem zrealizowania warunków umowy.

Robienie przelewu w banku na X0 000 euro było śmieszne - poszliśmy do banku, Tomasz mówi: chcę zrobić przelew na tyle i tyle. Na co pani dała mu kwitek do wypełnienia, Tomasz wypełnił, oddał do okienka, pani powiedziała "dziękuję" i koniec. Żadnego sprawdzania dowodu tożsamości czy czegokolwiek. :)

Grudzień

1 grudnia dowiedzieliśmy się, że nasz prawnik się rozchorował, a kasa szła z banku do prawnika, od prawnika do drugiej strony.

Prawnik na szczęście odpowiadał na maile, pocisnął z przelewem i 7 grudnia odebraliśmy klucze.

Prawdę mówiąc,gdy dostaliśmy info o możliwości odbioru kluczy, nawet nie chciało nam się jechać.

No ale zjedliśmy obiad, mieliśmy mniej niż godzinę i nagle stwierdziliśmy "no dobra, jedziemy".
Klucze odebraliśmy na 5 minut przed zamknięciem agencji.

Dostaliśmy od nich prosecco, zastanawialiśmy się, czy to taki zwyczaj u nich, czy to przez cały ten bajzel z chałupą.

Samo pisanie o tym mnie zestresowało, jeśli mam być szczera.

Tak wyglądało kupno, a jeśli macie ochotę na historie remontowe, to dajcie znać w komentarzu pod postem. :)

Tagi