O gorących źródłach, rzekach i basenach na Islandii
Islandia to wyspa skarbów - znajduje się w niej pełno gorących źródeł, gorących rzek i świetnych basenów. Jest to wpis głównie informacyjny...
Witam Was w kolejnym poście. Jeżeli lubicie nie tylko czytać, ale również i słuchać, to zapraszam do wysłuchania podcastu, który znajduje się pod tym linkiem (jest dość krótki, trwa około 15 minut):
Jakiś miesiąc Jakieś trzy miesiące temu wróciliśmy z Tomkiem z jego urodzinowego road tripu po Islandii. Tomek liczył na przygody (nie zabrakło), a moim głównym celem było taplanie się w gorących źródłach - jak już pewnie zauważyliście, czytając poprzedni wpis - taplanie się (bo pływać nie umiem) jest jedną z moich ulubionych rozrywek, które pozwalają mi się wyciszyć, pobyć tu i teraz i oderwać od elektroniki.
Islandia to wyspa skarbów - znajduje się w niej pełno gorących źródeł, gorących rzek i świetnych basenów.
Tak wyglądała "piekielna" droga do gorącej rzeki
Jest to wpis głównie informacyjny, w którym nie znajdziecie wielu zdjęć - po pierwsze, taplanie się to, tak jak wspomniałam, mój czas na relaks i wyciszenie się, doświadczanie wszystkimi zmysłami. Po drugie, nie mam wodoodpornego etui na telefon, ale nawet jakbym miała, to bym go nie brała ze sobą do taplania, po trzecie, wiele zdjęć znajdziecie na stronach internetowych miejsc, o których piszę i do których podaję linki.
Blue Lagoon
Godziny otwarcia: 7:00 - 24:00
Gdzie: Nordurljosavegur 9, 240 Grindavík, Iceland, 45 iminut samochodem od Reykyaviku, 15 od Keflaviku.
Zalety: W cenie podstawowego pakietu znajduje się ręcznik, krzemowa maska błotna na twarz i napój - piwo, soki lub smoothie.
Koszt: od 54 euro za osobę, ceny zmieniają się w zależności od dnia i godziny, a także wybranego pakietu.
Wybaczcie brak ostrości, ale zdjęcie było robione przez szybę, już po zamknięciu basenu, sporo po 23
Na Islandii najbardziej popularnym gorącym źródłem jest Blue Lagoon położone przy malowniczej, malutkiej stolicy - Reykyaviku. Serio, Reykyavik wygląda jak mała wioska z kilkoma domkami rybackimi na krzyż.
Błękitna Laguna znajduje się 45 minut samochodem od Reykyaviku i 15 minut od Keflaviku, gdzie jest lotnisko, w związku z czym jest to fajny punkt "do odhaczenia" zaraz po albo przed podróżą. My akurat zarezerwowaliśmy Blue Lagoon na pierwszy dzień po przylocie, na 20:00. Jako że punktualność nie jest naszą mocną stroną, ucieszyliśmy się, że miejsce jest zarezerwowane jeszcze przez godzinę od wybranego czasu.
Oprócz rezerwacji, plusem Blue Lagoon jest to, że po wejściu mamy nieograniczony czas na taplanie się do woli, możemy wchodzić i wychodzić z basenu dowolną ilość razy. Czytałam na różnych blogach opinie ludzi, którzy twierdzili, że Laguna jest miejscem na jedną godzinę, że obeszli ją dookoła i się nudzili, nie wiedzieli, co zrobić ze swoim czasem. Dla mnie i dla Tomka trzy i pół godziny były idealne, żeby popluskać się na spokojnie, pozwiedzać, skorzystać z bonusów i jeszcze na spokojnie się umyć po wyjściu.
Gdy weszliśmy, przywitała nas duża, ale szybko idąca kolejka. Gdy dotarliśmy do kasy, dostaliśmy wielkie, puchate, białe ręczniki i elektroniczną bransoletkę, na którą nabija się ewentualne zakupy, za które płaci się przy wyjściu. Na bransoletkę trzeba zwracać szczególną uwagę, bo za zgubienie jej trzeba zapłacić karę w wysokości kilkudziesięciu euro.
Do gorących źródeł i basenów wchodzi się w kostiumach kąpielowych, ale przed kąpielą należy się wykąpać nago. KONIECZNIE! Mówią o tym panie i panowie, pracujący na kasach w ośrodkach, piszą o tym na plakatach, które rozwieszone są praktycznie wszędzie i na których znajdują się informacje po angielsku, niemiecku, francusku i po polsku. Na plakatach jest obrazek człowieka, na którym na czerwono są oznaczone miejsca, które trzeba umyć: głowa, pachy, krocze i stopy i jest napisane (dosłownie), że trzeba się wykąpać nago, łącznie z miejscami intymnymi, aby uniknąć wnoszenia na basen bakterii i resztek fekalnej materii. Tak, Islandczycy się nie opierniczają.
Z zaskoczeniem zauważyłam, że część kobiet w Blue Lagoon miała problem z nagością w przebieralni, mimo że prysznice były oddzielone od siebie mleczną szybą i zamykane, co gwarantowało dużo większą prywatność, niż inne miejsca, w których byliśmy.
A jak nadal macie wątpliwości, czy myć się nago przed basenem na Islandii, to obejrzyjcie sobie ten filmik:
http://www.visir.is/section/MEDIA99?fileid=CLP38158
Dla mnie islandzkie baseny miały tylko jeden minus - brak zwykłego szamponu. Wszędzie, gdzie byliśmy, zabierałam swój zestaw kosmetyków, bo moja skóra z większością chemii się nie lubi. W Blue Lagoon za to oprócz zwykłego żelu pod prysznic, znajdowała się odżywka, którą nakłada się bogato przed wejściem pod prysznic (o tym też poinformowała nas pani przy kasie). Mimo to, moje włosy i tak wyschły na siano na jakiś czas. Za to byłam szczęśliwa, że nigdzie nie wymagano czepków pływackich.
Spod prysznica do źródła są dwa wyjścia: jedno prowadzi na dwór przez zwyczajne drzwi, a drugi to niski korytarz, prowadzący bezpośrednio do wody - dużo przyjemniejszy, ponieważ nie atakowało od niego od razu zimno, a po drugie za nim znajdowała się przytulna, ciemna i cicha jaskinia.
Na pewno na Islandii trzeba się przyzwyczaić do dwóch rzeczy: do zimna na zewnątrz (był czerwiec i 12 stopni) i do wszechobecnego zapachu siarki, czyli zgniłych i przegotowanych jaj.
Woda w Blue Lagoon jest ciepła, ale nie gorąca, słona, fajnie unosi i można w niej pływać, byli nawet ludzie, którzy nurkowali. Mimo dużej ilości turystów, udało nam się znaleźć spokojne miejsce dla siebie. Po obejściu części zatok, poszliśmy po nasze napoje i zamówiliśmy po (pysznym) smoothie, a następnie skierowaliśmy się do "baru z maseczkami", gdzie rozgadana pani nakładała szpatułą dość sporą ilość krzemowej maseczki błotnej, którą trzeba było nałożyć na twarz na 15 minut. My z Tomkiem byliśmy w kostiumach kąpielowych, a ratownicy i panie w barze w kurtkach i rękawiczkach.
Zaraz po wyjściu z kąpieli i po maseczce miałam błyszczącą i odświeżoną cerę, ale po dniu czy dwóch, spryszczyło mnie niemiłosiernie.
Cera przez chwilę po błotnej masce prezentowała się wspaniale, później było tylko gorzej. A włosy jak siano. :D Ale i tak warto
Po dopieszczeniu się dobrymi napojami i maseczkami, zwiedzaliśmy dalej. Odnaleźliśmy wodospad, pod który można było nadstawić kark i czuć się, jakby setki delikatnych robotów łomotały w ramiona i plecy.
Po wodospadzie poszliśmy do mokrej sauny, suchej sauny i steam roomu z piekła, w którym wytrzymaliśmy 5 minut, bo było za gorąco.
Pokręciliśmy się jeszcze trochę po całym Blue Lagoon i podziwiając nisko latające maskonury, do których mamy słabość (widzieliście kiedyś latającego maskonura? Wygląda jakby był przerażony tym, że jest w powietrzu i miał zaraz zlecieć) i zaczęliśmy zbierać się do wyjścia.
Zaraz po wyjściu należy porządnie wysuszyć się ręcznikiem, żeby nie nachlapać. Weszłam pod kolejny ciepły prysznic, tym razem z moimi kosmetykami i ekstra ilością odżywki i wyszliśmy.
W Blue Lagoon można zostać w wodzie jeszcze pół godziny po zamknięciu ośrodka, a w samym ośrodku jeszcze przez godzinę, z której to możliwości skorzystaliśmy, żeby odpocząć, obejrzeć sklep z pamiątkami i kosmetykami z Blue Lagoon i zastanowić się nad naszą trasą.
Był to zdecydowany highlight pierwszego dnia na Islandii. Polecam!
Ciepła rzeka Reykjadalur
Godziny otwarcia: Całą dobę
Gdzie: 45 iminut samochodem od Reykyaviku
Zalety: W związku z tym, że jest to gorąca rzeka, można kąpać się o każdej godzinie, szczególnie latem, gdy przez 24 godziny jest jasno
Koszt: Za darmo
Kolejnym przystankiem do taplania była gorąca rzeka za miasteczkiem Hveragerði. Chcieliśmy pójść tam rano, żeby uniknąć tłumów, w związku z czym nocowaliśmy na parkingu pod szlakiem. Powodzenia... Dzień wcześniej wytoczyliśmy się z Blue Lagoon o 24, pojechaliśmy oglądać gorące źródła, zanim dojechaliśmy i zjedliśmy kolację była 2 nad ranem - ze względu na brak nocy, nasze zegary biologiczne rozstroiły się zupełnie. Gdy się obudziliśmy, bliżej południa niż poranka, na parkingu nie dało się wcisnąć szpilki, a sznurek zaparkowanych samochodów ciągnął się kilometrami. No trudno. Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w piękną, piekielną drogę.
Trzygodzinna trasa dała mi w kość ze względu na strome podejścia i rozleniwienie mięśni po gorącej kąpieli w Blue Lagoon.
Zimno było, że łeb urywało, a na miejscu stało tylko kilka parawanów, ledwo co chroniących przed wiatrem. Mimo to przemogłam się i ściągnęłam ciuchy i jak weszłam do wody, to już nie chciałam z niej wychodzić. Było ciepło i przytulnie, tylko trochę zbyt płytko - musiałam się nieźle natrudzić, żeby zanurzyć się od szyi po stopy, aby uniknąć zimnych jęzorów wiatru.
Leżałam na górze kaskady, pozwalając prądowi rzeki znosić mnie na boki, gdy się znudziłam, zeszłam na dół, żeby pomasować plecy pod wodospadem.
Droga z powrotem była nieco łatwiejsza, ale we znaki dawał mi się głód. Do tego czułam muł na całym ciele, bo nie było prysznica, pod którym można by było się opłukać.
Secret Lagoon
Godziny otwarcia: Latem 10:00-22:00, zimą 11:00-20:00
Gdzie: Hvammsvegur – 845 Flúðir
Zalety: Nie trzeba rezerwować z wyprzedzeniem
Koszt: 2800 koron, czyli 22,35 eur, w cenie nie ma ręcznika.
Secret Lagoon jest znany jako najstarszy basen na Islandii. Mnie zależało głównie na prysznicu po taplaniu się w mulastej rzece dzień wcześniej.
Secret Lagoon to basen geotermalny o bardzo przyjemnej temperaturze i nieco sennej atmosferze, spowodowanej wszechobecną mgłą i ciszą.
Zasady zachowania były podobne jak w Blue Lagoon - pan przy kasie poinformował o konieczności wzięcia prysznica nago, a jakbym zapomniała, to przypominały mi o tym wszechobecne plakaty.
Główną różnicą między Blue Lagoon a Secret Lagoon był sposób, w jaki zorganizowana była przebieralnia. Tutaj również pod prysznicami znajdował się żel do mycia, ale za to prysznice były ustawione w jednym rzędzie pod ścianą, bez żadnych zasłonek czy parawanów. Oprócz tego, obok wejścia pod prysznice, wisiała półka z przegródkami, na której można było zostawić swoje kosmetyki i ręcznik.
Sam basen był niewielki i zatłoczony, oprócz pluskania się w wodzie, można było też przejść się po ścieżce, otaczającej Sekretną Lagunę bądź napić piwa w przybasenowej restauracji. Mnie, jako osobę nieumiejącą pływać, bardzo ucieszyły piankowe wałki, które można było wziąć, żeby się pounosić na wodzie.
Baseny: Akureyri i Hornafjörður
Akureyri
Godziny otwarcia:
ZIMĄ (29 SIERPNIA - 3 CZERWCA):
Na tygodniu:
6.45-21.00,
Soboty: 9.00-19.00,
Niedziele: 9.00-18.30.
LATEM (4 CZERWCA - 24 SIERPNIA):
Na tygodniu: 6.45-21.00,
Soboty: 8.00-21.00,
Niedziele: 8.00-19.30.
W święta i dni wolne od pracy basen jest otwarty w innych godzinach, dokładna informacja znajduje się na oficjalnej stronie Akureyri
Gdzie: Þingvallastræti 21,
600 Akureyri
Zalety: Nieduży koszt, baseny z ciepłą wodą, sauna
Koszt: 950 koron, czyli ok. 7,68 eur, w cenie nie ma ręcznika
Höfn
Godziny otwarcia:
ZIMĄ (1 PAŹDZIERNIKA - 30 WRZEŚNIA):
Na tygodniu:
6.45-21.00,
Weekend: 10.00-17.00.
LATEM (15 MAJA - 30 WRZEŚNIA):
Na tygodniu: 6.45-21.00,
Weekendy: 10.00-19.00,
Gdzie: VÍKURBRAUT 9
780 HÖFN
Zalety: Gorące baseny, sauna
Koszt: 900 koron, czyli ok. 7,27 eur, w cenie nie ma ręcznika.
Wrzuciłam oba baseny do jednego akapitu, ponieważ były do siebie bardzo podobne. Zasady zachowania takie same, jak w gorących źródłach, konieczność umycia się nago pod prysznicem, o którym przypominali nam pracownicy basenu, jedyną różnicą były szafki w przebieralniach, do których dostawało się jednorazowy żeton, przez co trzeba było pamiętać, żeby wyciągać wszystko od razu. W obu basenach były sauna, wanna z lodowatą wodą, basen pływacki, zjeżdżalnie, basenik dla dzieci i trzy małe baseny z gorącą wodą - od 36 do 41 stopni.
No i chyba najważniejsze - oba baseny były odkryte, tak samo jak gorące źródła.
W przebieralniach nie było problemu z dostaniem się do suszarki, a do tego można było odwirować kostium z wody w specjalnym urządzeniu.
To nie jest zdjęcie z Secret Lagoon, to jest elektrownia, którą mijaliśmy po drodze
Podsumowanie
Każde z tych miejsc miało swój niepowtarzalny klimat. Blue Lagoon z przelatującymi nad głową maskonurami, senne Secret Lagoon jak z filmów Lyncha, gorąca rzeka, do której idzie się jak przez dymiące piekło, czy wreszcie baseny, w których można było wziąć porządny prysznic (prysznice na kempingach kosztowały ok. 500 koron za 5 minut i były obleśne) i wygrzać się w ciepłej wodzie i saunach.
Polecam wybranie się na Islandię, nie tylko żeby zobaczyć lodowce, wulkany i zmieniający się co 15 minut krajobraz, ale także po to, by wyciszyć się i wygrzać w gorących źródłach i na basenach.
Tylko jak jedziecie, to dostosujcie się do panujących tam zasad, żeby później Islandczycy nie patrzyli na turystów wilkiem i nie musieli tłumaczyć każdemu nie-Islandczykowi jak chłop krowie na miedzy, o konieczności wzięcia prysznica nago.
A Wy byliście na Islandii? Skorzystalibyście z takich atrakcji? Nie mielibyście problemu z islandzkimi zwyczajami? Dajcie znać w komentarzach poniżej.
A kolejny wpis, zgodnie z zapowiedzią, będzie o łaźniach i onsenach, czyli gorących źródłach w Japonii, które do tej pory z rozrzewnieniem wspominam.
Do zobaczenia!