Przekombinowane sci-fi czy historia pełna uroku? Recenzja Project Hail Mary

książka 4 kwi 2024

Okładka książki "Project Hail Mary" Andy'ego Weira

Dlaczego sięgnęłam po "Project Hail Mary"

"Project Hail Mary" - do pewnego momentu było super, a potem klops, bo zaczęła się przesada - napisała mi na Instagramie Olga.
"Co?! To było takie słodkie i urocze!" - zadeklarował Mąż Tomasz.

Cóż było robić, taki dysonans w odbiorze zaintrygował mnie wystarczająco, by sięgnąć po książkę.

"Project Hail Mary" - początek

Zaczyna się dobrze.
Nagi typ budzi się na statku kosmicznym gdzieś zdecydowanie poza Ziemią, podłączony do różnych rurek, z niezbyt rozgarniętym komputerem za towarzysza. Obok niego na dwóch łóżkach dwa trupy. On nic nie pamięta, nawet tego, jak się nazywa.

Ale historia rozwija się inaczej, niż można by się spodziewać. Ciekawiej.

W dwóch liniach fabularnych dzieją się dwie rzeczy:
1. Odkrywamy przeszłość, to kim jest typek i jak się znalazł na statku.
2. W teraźniejszości dzieją się rzeczy, które wymagają spoilerów do opowiedzenia i skomentowania.
Więc jeśli się ich nie boicie - czytajcie dalej.

SPOILERY fabularne

Gdybym czytała tę książkę jeszcze raz (a nie wykluczam), to na pewno pominęłabym wątek ziemski, bo był dla mnie absurdalny, szczególnie motyw Stratt, kobiety mającej absolutną władzę ponad rządami, nadaną jej po to, by ocalić Ziemię przed atakującym ją pasożytem.

Rozumiem, skąd się wziął ten wątek. Też czasem myślę, że żeby Ziemia była w stanie przetrwać, byłby potrzebny ktoś taki, jak Stratt, ale absurdalność jej postaci wybijała mnie z rytmu. Chociaż jak już przyjęłam bajkowość ziemskiego wątku, to było OK.

Za to byłam absolutnie zakochana w wątku kosmicznym.

Po pierwsze, jego rytm był dla mnie niesamowicie uspokajający i relaksujący - nie zarywałam nocek nad "Project Hail Mary", bo zasypiałam nad tą książką i wyjątkowo nie jest to zarzut.

TU JESZCZE BARDZIEJSZE SPOILERY

Totalnie spodziewałam się, że doktor Ryland Grace spotka kogoś pod Tau Ceti, to było dla mnie jasne jak Słońce. :)
Ale to spotkanie roztopiło moje serduszko, oczy mi się spociły kilka razy, a kilka razy rozryczałam się zupełnie.

I byłam absolutnie usatysfakcjonowana zakończeniem, które też nie zaskoczyło mnie w żaden sposób.

Bo "Project Hail Mary" to historia kosmicznej, międzygatunkowej przyjaźni, która skradła moje serce i rozgościła się w nim na dobre.

Bo jako osoba autystyczna, czułam, że to książka trochę o moich pragnieniach.

Doktor Ryland Grace nie umiał odnaleźć się na Ziemi. Nie rozumiał ludzi, czuł się wśród nich obco, nie miał za bardzo życia społecznego.

Wyrzucony (wbrew własnej woli) w przestrzeń kosmiczną, spotkał przedstawiciela obcej rasy, z którym zaczął nadawać "na tych samych falach".

Miałam poczucie, że nawet fakt, że Rocky porozumiewa się muzyką, to podkreśla.

"Project Hail Mary" - kilka słów o głównym bohaterze

I ja potrzebuję takich bohaterów jak Ryland.
Ryland nie jest cwaniaczkiem, któremu wszystko się udaje i który wszystko robi zajebiście (Altered Carbon, patrzę tu na ciebie wilkiem), tylko zwykłym facetem, który lubi dzieci, chce być nauczycielem, a do tego jest tchórzem i ciamajdą. I zdaje sobie z tego sprawę. I czasem też bywa dupkiem.
Do tego ma w poważaniu sławę, pomniki, bycie bohaterem - gdy znalazł swojego ziomeczka, chce być po prostu blisko niego. How cute is that?

Podobał mi się też język tej książki i nawiązania do popkultury - mam pozaznaczany ogrom fragmentów, które mnie rozczuliły, rozśmieszyły lub po prostu spodobały przez ich melodyjność.

Minusy

Z rzeczy, które mnie gryzły: różne nacje były przedstawione absolutnie stereotypowo.

Motyw seksualnej relacji dwójki naukowców był dla mnie dziwny - ale to jest to samo zastrzeżenie, które miałam w Murderbocie.
Był tam wątek, gdzie ulubiony człowiek Murderbota mówi "to była seksualna rozmowa".
I tu jest podobnie: dwójka naukowców mówi do Grace'a: "rozpoczęliśmy seksualną relację".
Ummmm... Zakładam, że to może być kwestia tego, że autorzy są Amerykanami, bo w moim kręgu kulturowym mówi się raczej, że ktoś zaczął być razem, nie wiem, ewentualnie, że się z kimś przespał albo ma kogoś, ale jakbym usłyszała od kumpeli "zaczęłam seksualną relację z kimśtam" to bym się mocno zdziwiła.

Project Hail Mary - podsumowanie recenzji

Podsumowując: dla mnie "Project Hail Mary" Andy'ego Weira był słodką i uroczą historią, którą serdecznie polecam każdemu, kto ma ochotę na odmianę od sci-fi pełnego wojen, wybuchów i morderczych obcych.

A jakie jest Twoje zdanie? Zgadzasz się czy wcale? Daj mi znać w komentarzu.

Tagi