Nie ma tytułu, bo mi kurwa słów brak.
Nie pisałam, bo w sumie nie wiedziałam co. Fakt, że w XXI wieku zabiera się ludziom prawa do samostanowienia o swoim ciele jest dla mnie nie do pojęcia.
Nie pisałam, bo w sumie nie wiedziałam co. Fakt, że w XXI wieku zabiera się ludziom prawa do samostanowienia o swoim ciele jest dla mnie nie do pojęcia. Przez chwilę było mi smutno. Przez chwilę byłam wkurwiona. Oczy mi się szklą co jakiś czas, bo kurwa, jaki burdel jest teraz w Polsce, to się w głowie nie mieści, do tego w imię jakiejś jebanej ideologii. Nie podoba się słownictwo? To wiecie gdzie jest x.
Nie pisałam też z drugiego powodu - bo, kurwa, mówienie publicznie o mojej macicy i problemach z nią związanych jest dla mnie jakieś pojebane i nie na miejscu, no ale co zrobić, gdy pochodzę z kraju, gdzie pytania typu "kiedy będziecie z mężem ruchać się bez zabezpieczenia" są na porządku dziennym - bo to jest to, co słyszę, gdy ktoś mnie pyta "kiedy będziecie mieć dzieci".
I o ile jest to dla mnie akceptowalne wśród przyjaciół, z którymi jestem blisko, to jak to słyszę przy stole przy rodzinnym obiedzie, to aż mnie mdli, bo to jak uprawiam seks, jest sprawą tylko moją i męża. I ewentualnych kochanków bądź kochanek. Niczyją więcej.
Mieszkam w kraju, w którym aborcja jest dostępna na żądanie.
Czy w związku z tym chodzę po nią do sklepu po tydzień? Nie. Ale wiem, że w razie W, jestem zabezpieczona. Że nie będę musiała bujać się po obcych krajach, żeby pozbyć się niechcianej ciąży. Bo zawsze wiedziałam, że nie ma u mnie opcji na wpadkę i jakieś ewentualne magiczne remedia na wszelkie problemy zdrowotne, podobno dostępne dla kobiet w czasie ciąży, zupełnie mnie nie interesują.
No i kurwica mnie bierze, że w XXI wieku uważa się człowieka z macicą za jakieś pojebane stworzenie, które nie umie samo decydować o tym, co dla niego najlepsze. I że skazuje się tych ludzi na cierpienie, gdy będą wiedzieli, że pod sercem noszą trupa, a może i bombę zegarową i będą musieli patrzeć i czekać bezczynnie na śmierć swoich zdeformowanych dzieci (skoro już chcemy używać słownictwa największego debila w kraju), albo i swoją własną. Do tego ich partnerzy/partnerki będą mogli tylko się przyglądać tym torturom.
Jest to totalne skurwysyństwo.
I wydawało mi się, że gorzej być nie może, ale jednak tylko mi się wydawało, bo już doszły mnie słuchy o zakazie aborcji z gwałtu.
Przeszłam przez próbę gwałtu, kilka przypadków molestowania. W trakcie, gdy mój mózg obmyślał najlepszą strategię działania, jednocześnie byłam wdzięczna ojcu, że nauczył mnie podstaw samoobrony, bo miałam w sobie odruchy i siłę, dzięki czemu "nie stało się nic". A raczej "prawie nic". Lęk pamiętam do tej pory, a mimo to nie wyobrażam sobie, co musi czuć człowiek, w którego ciało gwałciciel wszedł.
Za to wiem, że gdyby doszło do najgorszego i jakiś potwór zalągłby się we mnie po tym obrzydliwym wydarzeniu (bo kurwa, umówmy się, chuj wie, jakie geny by dostało, skoro jego "tatuś" podjął się takiego działania - na pewno coś z nim było nie tak), to kurwa mać, zrobiłabym absolutnie wszystko, żeby pozbyć się tego z siebie, ze środka. Mając dostęp do legalnej aborcji, byłoby duże prawdopodobieństwo, że bym przeżyła. Nie mając? Prawdopodobnie ani ja, ani zawartość mojego brzucha nie chodziłaby po Ziemi, bo cholera wie, do jakich komplikacji mogłaby doprowadzić nielegalna aborcja. Ot, zostałabym kolejną ledwo-co-nastką w statystykach. Pro-life my ass, kurwa.
Zamiast straszyć, zakazywać, to lepiej edukować chłopców i dziewczyny, czym jest seks, z czym się wiąże, że nie to nie i jak się zabezpieczać, a do tego refundować antykoncepcję. Od małego, for fucks sake. To nie seksualizacja, to edukacja. Ja nie wiem, co te młoty u władzy mają w głowie, ale jestem pewna, że coś w ich dzieciństwach poszło mocno nie tak, skoro wszystko jest dla nich "seksualizacją".
W ogóle jak można bać się wiedzy?! Przecież im bardziej człowiek jest doedukowany, to tym bardziej świadomą decyzję może podjąć, ba, może nawet nie będzie musiał podejmować nagłych decyzji, bo dzięki edukacji zaplanuje sobie rzeczy już wcześniej? Jakie kiełbie we łbie oni mają, to jest nie do pojęcia.
Wkurwia mnie też to, że odpowiednia dla mnie antykoncepcja, która ratuje mnie przed morderczymi, ogłupiającymi okresami, które trwają tydzień i na skali bólu od 1 do 10 znajdują się blisko 10, kosztuje mnie 180 euro (ale prawie drugie tyle jest dofinansowane od rządu, dziękuję Ci, Irlandio) i trzy dni na środkach rozkurczowych i przeciwbólowych, wyjęte z życiorysu. I że dopiero w Irlandii byłam w stanie po nią sięgnąć, bo tu nie ma jakichś z dupy wziętych zabobonów typu "JESZCZE nie rodziłaś, to nie dostaniesz wkładki".
Mnie na to stać, a co z tymi, którzy nie mogą sobie pozwolić na taki koszt finansowy albo czasowy? A potrzebują, bo gumki wszystkiego nie załatwią? Tabletki też niekoniecznie?
A skoro już się wywnętrzam, to nie jestem ideologią. Jestem człowiekiem, który ma potencjał, by kochać wszystkich, niezależnie od ilości narządów płciowych, ich braku, sposobu działania czy rodzaju, mimo to jakaś ironia losu zdecydowała też, że jestem demi.
Mam nadzieję, że kiedyś będzie dla mnie miejsce w tym pojebanym kraju, bo mimo, że go w tej chwili nienawidzę, to ogólnie go kocham.
I z tego miejsca chciałam podziękować wszystkim, którzy wyszli dzisiaj na ulice miast nie tylko w Polsce, by bronić podstawowego prawa człowieka do decydowania o swoim ciele. Także tym, którzy nie wyszli, ale wspierają strajk myślą i sercem. Nawet nie wiecie, jak dziwnie jest obserwować to, co się dzieje w Polsce z daleka i nie uczestniczyć w tym, ale ja i mój gniew są z Wami.
Bardzo Wam dziękuję.
PS Potrzebujesz aborcji?
#tojestwojna⚡️❗️ #strajkkobiet #wyroknakobiety #womenstrike #humanrights #polishwomen #againstviolence #wypierdalać #powiedzkomuś