Budapeszt bez glutenu
Już od dawna zbierałam się do napisania tego postu, ale pomiędzy eurotripem a Japonią byłam w Polsce i musiałam udzielać się towarzysko (wszyscy znajomi i rodzina mieli pretensje, że za mało się z nimi spotykam, a ja marzyłam tylko o schowaniu się w pustelni lub mysiej dziurze), później szok kulturowy po Japonii zepsuł mnie na tyle, że zupełnie odechciało mi się zaglądać do internetu, bo zewsząd ziało nudą.
Naspolya Nassolda. Bezglutenowe, wegańskie, witariańskie ciacho.
W Japonii przerażająco dosadnie uświadomiłam sobie, jak małą częścią świata jestem i jak mało znaczę. Nie, żeby mi było z tym źle. Po prostu odechciało mi się dorzucać do informacyjnego szumu. No ale zauważyłam, że moje posty wzbudzają zainteresowanie i przydają się ludziom nie tylko z celiakią, więc wreszcie wzięłam się do roboty.
Podstawowym problemem podczas naszego eurotripu było moje bezglutenowe i beznabiałowe jedzenie, które im bardziej na wschód, tym trudniej było zdobywać. Portugalia, Hiszpania i Włochy okazały się wyjątkowo przystępne dla bezglutenowca, a na końcu, jak wisienka na torcie, do miejsc przyjaznych dołączył Budapeszt.
Wydawało mi się, że kuchnia węgierska będzie wyjątkowo pikantna, ale bardzo się myliłam - jak się okazało, jedzenie na Węgrzech było mocno paprykowe, ale rzadko kiedy ostre. Dla mnie bomba!
Drop. Bezglutenowy burger
Drop Restaurant
Drop to był strzał w dziesiątkę. Bezglutenowe hamburgery, które wyglądały jak hamburgery i smakowały jak hamburgery. Dla mnie, spragnionej pieczywa, raj. Zapomniałam tylko poprosić o wyjęcie sera ze środka, ale jeden plasterek na sto lat, to i ja mogę.
Tomaszowe pieczywo pełnoziarniste również było bezglutenowe, mimo że trudno nam było w to uwierzyć.
Obsługa była bardzo sympatyczna, pani nawet mówiła pojedyncze zwroty po polsku. Elegancki wystrój ze stłumionym światłem był miłą odmianą, bo wiele bezglutenowych/wegańskich restauracji ma dość zimne wnętrza, ozdobione jedynie białymi lub surowymi deskami.
Adres: Budapeszt, Hajós u. 27
Drop. Gulasz i bezglutenowe pieczywo
Naspolya Nassolda
Naspolya Nassolda okazała się kolejnym sukcesem z całkowicie bezglutenowym, wegańskim i witariańskim menu - żadne ich ciasta nie były pieczone, wszystkie składały się ze składników, których nie poddano cieplnej obróbce. Znalazłam tam dla siebie daktylowe babeczki o smaku słonego karmelu, a Tomek dostał lekką jak piórko tartę cytrynową z makiem. Dodatkową atrakcją była wisząca w kącie ławeczko-huśtawka, na której można było leniwie się bujać.
Adres: Budapest, 1061, Káldy Gyula u. 7, 1061 Węgry
Hokedli Pottage Bar
W Hokedli Pottage Bar było świetne, świeże jedzenie, przypominające mi dublińskie Staple Foods, tylko że porcje jak dla mnie, głodomora, dość małe. W pottage barze można było znaleźć bezglutenowe i wegańskie opcje w postaci pełnych warzyw zup. Zdrowo, szybko i smacznie. Dwoma minusami była wielkość restauracji (a właściwie baru), w której mogło usiąść maksymalnie 4-5 osób i brak łazienki.
Potem poszliśmy jeszcze na falafela do jednego z barów rozsianych po całym mieście, bo dalej dręczył mnie mały głód.
Adres: Budapest, Nagymező u. 10, 1065 Węgry
Dynamobake (bike)
To kolejna z opcji z wegańską kawą i ciasteczkiem. Niestety, teraz już zupełnie nie pamiętam, co jadłam w Dynamobake, ale pamiętam, że migdałowa kawa smakowała mi dużo bardziej niż ciastko. Podobało mi się, że na miejscu można było wypożyczyć rower na 24h. Nie skorzystaliśmy, bo było 4 stopnie mrozu, ale warto zapamiętać na przyszłość.
Adres: Budapest, Képíró u. 6, 1053 Węgry
Drum Cafe
Drum Cafe oferowało ogromny wybór dań z kuchni europejskiej i węgierskiej, miało przeuroczą, energiczną obsługę i fajny klimat, który tworzył siedzący tam tłum. Karta dań była tak wielka, że łatwo znalazłam coś dla siebie - jak dobrze pamiętam, był to tradycyjny gulasz z ryżem. Świetnie przyprawione mięciutkie mięso podane z konkretną porcją ryżu było tym, czego mi było trzeba na zimowy obiad.
Adres: 1072 Budapest, Dob street 2
Rosenstein
Po lubelskiej Mandragorze, z której gęsie pipki wspominam do teraz, mam słabość do żydowskich restauracji. Rosenstein okazał się dużo bardziej elegancki niż się spodziewaliśmy. Moja "bezpieczna" bezglutenowa i beznabiałowa opcja uwzględniała kaczkę z kapustą i śliwkami, a Tomek skusił się na rybę. Wyszliśmy stamtąd biedniejsi o ok. 10000 forintów, ale szczęśliwi i z dobrym podkładem na późniejsze szaleństwa w ruin barach.
Adres: Budapest, Mosonyi u. 3, 1087 Węgry
Z morelową kawą i tortem Dobosza w Cafe Gerbaud.
Cafe Gerbeaud
Cafe Gerbeaud to jedno z bardziej eleganckich miejsc w Budapeszcie, gdzie można spróbować kilkunastu rodzajów kawy i czekoladowego, przekładanego białą masą tortu Dobosza z twardym jak kamień karmelem (spróbowałam gryza i jak dla mnie szału nie było, ale nie lubię tortów, są dla mnie prawie zawsze za tłuste i za słodkie). Zamówiłam sobie kawę Gerbeaud z likierem morelowym, morelową konfiturą i bitą śmietaną, którą wyjadł Tomek. Kawa była całkiem dobra, likier świetnie pasował, ale konfitura, w której połączył się smak kawy i moreli wydawała mi się... obrzydliwa. Eleganckie wnętrze przypominało mi wiedeńskie Central Cafe, natomiast obsługa była wyjątkowo powolna i dość nieogarnięta.
Można posiedzieć, żeby poczuć klimat starych, europejskich kawiarenek i zachwycić się słodyczami, z których każdy jest maleńkim, dopracowanym do ostatniego szczegółu dziełem sztuki (zobaczycie, kiedyś będę takie robić!).
Adres: Budapest, Vörösmarty tér 7-8, 1051 Węgry
A jak nie chciało mi się szukać w necie, to zawsze pozostawała bezpieczna i satysfakcjonująca opcja pod nazwą falafel z hummusem. Ogólnie polecam szukanie na Foursquare i Happy Cow -- są to dla mnie dwa podstawowe narzędzia wyszukiwania bezpiecznych, bezglutenowych i beznabiałowych posiłków.
Jak sami widzicie, Budapeszt dla bezglutenowca i beznabiałowca jest wyjątkowo łaskawy, obsługa jest często dobrze poinformowana i wykształcona.
A np. w Irlandii chleb orkiszowy (orkisz to rodzaj pszenicy, który jest czasami lepiej tolerowany) jest nagminnie sprzedawany jako bezglutenowy.
W Polsce ostatnio zdarzyło mi się ostatnio, że zapytałam o bezglutenowy deser i polecono mi ciasteczka owsiane, bo kelnerka myślała, że gluten jest tylko w pszenicy.
Im bardziej na wschód, tym więcej pułapek i tym bardziej trzeba się pilnować, ale do Budapesztu wrócę z ogromną przyjemnością, bo było tam przepyszne i bezpieczne bezglutenowe jedzenie, które w niczym nie ustępowało "tradycyjnemu" i przemili ludzie.
Jeżeli już o jedzeniu mowa, to kolejny wpis miał być o cieście z batatów, ale zorientowałam się, że mój przepiśnik został w Radomiu, sto kilometrów stąd!
Dlatego zamiast ciasta bezglutenowego będzie przepis na tofurnik, który już na zawsze będzie kojarzył mi się z Irlandią. Do następnego!
Byliście w Budapeszcie? Jak Wam odpowiadała węgierska kuchnia?