Co, jeśli nie liczby i gwiazdki i dlaczego algorytmy?

Tydzień temu Sylwia Dec napisała post o tym, dlaczego nie lubi oceniania książek w skali od 1 do 5, pod którym mogę się podpisać wszystkimi kończynami. Chyba jeszcze tego samego dnia na naszym Światografkowym koncie na Insta dostałyśmy pytanie, które same sobie kiedyś zadałyśmy w rozmowie: co, jeśli nie oceny?

Moim zdaniem na pomoc mogą tutaj przyjść algorytmy, znienawidzone przez większość ludzi, prowadzących niewielkie konta na social mediach.

Wydaje mi się, że określone wzorce „zachowań”, które zmieniają media społecznościowe w coś na kształt naszpikowanych słowami kluczowymi słupów ogłoszeniowych z toną plakatów, zdecydowanie lepiej sprawdziłyby się w systemie polecania książek, podobnym do Spotify czy Tidala.

Na Spotify czy Tidalu nie ma ocen.

Lubimy coś — dajemy serduszko, algorytm zapisuje na playliście, później znajduje nam podobne piosenki. Mamy dosyć - „karmimy” go inną muzyką, aż załapie (chociaż ostatnio robi się to trudniejsze).

Nie podoba się? Klikamy znaczek podobny do zakazu wjazdu i bam — albo ta piosenka, albo cały zespół nigdy nam się nie pojawią w rezultatach wyszukiwania.

Osoba słuchająca zadowolona, artyst_ka bez uszczerbku na poczuciu własnej wartości.

I teraz zaczyna się moja fantazja — bo chociaż jestem programistką, to nie znam się na sztucznej inteligencji ani tworzeniu algorytmów (moje forté to front-end i robienie ładnych rzeczy). Dlatego tu wchodzimy w science-fiction, wersja adzikowa.

Także zaczynamy część gdybania z gatunku „nie znam się, to się wypowiem”.

Zacznijmy od tego, że książki w księgarniach, czy internetowych, czy zwykłych, i tak muszą być zakwalifikowane do jakiegoś gatunku: romans, fantastyka, sci-fi, komedia, etc.

Książki mają blurby, recenzje i krótkie opisy i wydaje mi się, że to jest wystarczająca ilość danych do stworzenia systemu polecajkowego.

Bo nie wiem jak Wy, ale ja nie wchodzę np. na Goodreads.com i nie szukam list typu „10 najlepszych książek…”.

Jak szukam czegoś do czytania, to robię to samo, co robiłam jako dzieciak, czyli idę do kogoś i proszę o polecajkę — ba, nieraz nie muszę pytać, bo znajomi i Instagram sami mi podrzucają tyle tytułów, że czasem się boję, że zabraknie mi życia na przeczytanie ich wszystkich.

Także w moim idealnym świecie mam appkę typu „książkobaza”, w której „serduszkuję” moje ulubione tytuły, ucząc algorytm tego, jakie treści podobają mi się najbardziej.

Mogę filtrować książki przez gatunek, rodzaj, wątki i tropy, ale też patrzeć na to, co czytają znajomi.

Domyślam się, że są wśród nas osoby, które lubią oceny — bo jest to system bardziej precyzyjny i łatwiejszy do ogarnięcia „na jeden rzut oka”. W takiej sytuacji można by stworzyć system procentowy, gdzie oznaczalibyśmy „książka jest w x% w moim guście”.

Algorytm miałby informację, co lubimy my, jak to się pokrywa z gustem naszych znajomych i na tej zasadzie proponowałby nowe książki do czytania.

Oczywiście w moim idealnym świecie, mogłabym sobie filtrować, jakie książki chcę przeczytać również po znajdujących się w nich wątkach, dzięki czemu mogłabym od razu wyrzucić takie, w których są explicit opisane sceny przemocy seksualnej.

Piszę to wszystko z mojej pisarskiej perspektywy — na razie wydałam jeden e-book, który na Lubimy czytać ma niewiele ocen, ale za to dobrych.

Mimo wszystko, gdy tylko jakaś się pojawia, najpierw proszę Tomasza o przeczytanie jej i później przeczytanie mi.

Jestem wrażliwą duszą i boję się hejterstwa i nie mam problemu, żeby się do tego przyznać.

Mam podobnie jak Tim Minchin na początku swojej działalności, który w ogóle nie patrzył na komentarze na YouTubie, bojąc się, że mógłby zobaczyć coś, co by go całkowicie zblokowało.

To nie jest tak, że ja nie chcę feedbacku — oczywiście, że piszę książki po to, żeby inni ludzie je czytali.

Ale feedback i konstruktywne uwagi uzyskałam od korektorki, redaktorki, beta czytelniczek, matronek, etc., więc to, co wypuszczam na rynek to gotowy produkt, będący wytworem moich dłoni, serca i głowy.

Ja zrobiłam swoją część.

Informacja o tym, że moja książka się komuś nie podoba, bo nie jest w jej_go guście, nie wnosi do mojego życia żadnej wartości. Nie potrzebuję tej informacji. Potrzebuję za to wiedzieć, że ktoś jest równie zajarany historią i bohater_kami jak ja. Istotne są też dla mnie błędy logiczne czy dziury w fabule — takie informacje mogę wykorzystać, jeśli kiedyś będę wydawać jakieś poprawione wydania tego, co napisałam.

Dlatego ucieszyłabym się, gdyby oceny były ukryte na profilach czytelniczych — myślę, że dla czytających wiele by się nie zmieniło — za to mi z serca spadłby ogromny ciężar, a palce na pewno chętniej tańczyłyby po klawiaturze, bo wygłodniała wewnętrzna krytyczka nie miałaby się czym karmić.

Podsumowując - i czytający syty, i autorka cała.